Jak dawno mnie tutaj nie było! A post zaplanowany już od kwietnia? (!) No tak ale najpierw trzeba zrobić zdjęcia, a to się nie chce :)
Dobra! Ale mamy wakacje, i wiecie co ? Jestem szczęśliwa! :D Zaczyna powoli spełniać swoje marzenia, może nawet i nie tak powoli, bo z rozmachem. Od jakiś 4 lat planowałam wyjazd na Przystanek Woodstock, w tym roku stwierdziłam że muszę tam być, chociażby nie wiem co. Głównym powodem mojego zdeterminowania był przede wszystkim zespół COMA. Dużo ludzi upiera się nad tym, że Woodstock to syf, kiła i mogiła. Przekonałam się, że to jest totalna bzdura. Oczywiście nie jestem wstanie zaprzeczyć syfowi, bo jest i to ogromny. Głównym powodem jest to że jest to teren z samym piachem, zero trawy chyba, że gdzieś wyżej, gdzie chodzi mniej ludzi. Tak poza tym trawa w tym miejscu nawet jeśli była to nie miała szansy bytu przy tylu deptających ludziskach :) Ale! Jeśli się pobrudzimy możemy iść się umyć. Są ogólnodostępne krany i prysznice z zimną wodą i płatne z ciepłą, ale tam stanie w kolejce przekraczało parę godzin. Więc ludzie się tam myją, wbrew pozorom :) Chociaż nie polecam jechać tam totalnych czyścioszką. To były 3 genialne, niezapomniane dni gdzie prawie zginęłam w pogo, poniosła mnie meksykańska fala wraz z tłumem. Niesamowite przeżycie, a żeby to wszystko opisać zdecydowanie należy się długi osobny post. Ale to na pewno nie dzisiaj, bo tym razem szykuje się nad morze. Pobudka o godzinie 6 rano więc czas goni :)
Tak więc co w ostatnim czasie udało mi się zrobić.
hanka-blog-handmade
piątek, 8 sierpnia 2014
wtorek, 24 czerwca 2014
Gdzie mnie znowu wyniosło.
Uwielbiam podróżować, tym bardziej kiedy za oknem piękna pogoda, a w szczególności kiedy atrakcje są niemal na wyciągnięcie ręki. W ten weekend wybraliśmy się na wycieczkę nad wodospad o którym pisałam już wcześniej, jednak dopiero za 3 razem udało mi się wejść na samą górę. Za każdym razem trafiałam na niezbyt ciekawą pogodę, przez co pobyt kończył się nawet nieciekawym upadkiem w błoto, już nie mówiąc o wchodzeniu po skałkach na szczyt.
Zdjęcia nie są w żaden sposób obrabiane :)
Zdjęcia nie są w żaden sposób obrabiane :)
wtorek, 17 czerwca 2014
Jak naprawiłam swoje włosy.
Oj ja zła, oj ja nie dobra. Mam tyle tematów na bloga, ale nie mam czasu się nimi zająć. Cały czas wmawiam sobie że zrobię to jutro, jednak ta tajemnicza kraina nigdy nie nadchodzi, a ja nadal się oszukuję :P No cóż taka jestem zapracowana :) Tematyka bloga jak na razie zaczyna trochę odbiegać od zamierzonej, jednak brak czasu robi swoje. Powoli staram się coś robić, jednak te moje powoli trwa już około 2 miesiące i nie potrafię tego wykończyć, z czego całe wykończenie trwałoby może z 1h, jednak trzeba ten czas zorganizować.
W ostatnim czasie zaczęłam bardzo zwracać uwagę na kondycję moich włosów. Może nie zamieniłam się w jakąś włoso-maniaczkę, ale posunęłam się krok do przodu i zaczęłam zwracać na nie większą uwagę. Nigdy nie miałam większych problemów włosowych, jednak zawsze marzyłam o tym żeby mieć piękne długie włosy, niestety moje włosy się z tym nie zgadzały. Największy problem stanowiły po rozdwajane i połamane końcówki włosów do tego stopnia, że pewnego dnia odkryłam, że różnica pomiędzy przodem głowy a tyłem wynosi około 10 cm! Wtedy postanowiłam dość mocno skrócić włosy co okazało się cudownym lekiem, bo włosy zaczęły róść w ekspresowym tempie, jednak do czasu, bo sytuacja ponownie się powtórzyła. Cały czas używałam jedynie szamponu przy codziennym myciu, bo byłam niestety za leniwa na odżywkę :) Dla podkreślenia sytuacji nigdy nie farbowałam włosów, nie używam suszarki i rzadko prostuje.
Z pomocą przyszedł olejek arganowy. Nie bardzo się orientuje jakie kosmetyki są godne polecenia w szczególności na angielskim rynku, a nie chciałam rzucać się od razu na głęboką wodę kupując bardzo drogi produkt. Padło na GUM HAIR SALON EXPERTISE WITH MOROCCAN ARGAN OIL za jedyne 3F. Stwierdziłam że nawet jeśli nie będzie działał nie będzie szkoda się go pozbyć. Aktualnie mogę powiedzieć że moje włosy rosną! Jestem prze szczęśliwa, bo może w końcu osiągnę cel i będę miała długie włosy. Staram się obserwować końcówki i po użytkowaniu olejku już 3 miesiąc jest ogromna różnica w kondycji włosa. Jeśli chodzi o skład nie znam się za bardzo na tym, ale nie jest to raczej produkt naturalny. Jeżeli kiedykolwiek uda wam się znaleźć ten produkt , to kupujcie, szczerze polecam! :)
W ostatnim czasie zaczęłam bardzo zwracać uwagę na kondycję moich włosów. Może nie zamieniłam się w jakąś włoso-maniaczkę, ale posunęłam się krok do przodu i zaczęłam zwracać na nie większą uwagę. Nigdy nie miałam większych problemów włosowych, jednak zawsze marzyłam o tym żeby mieć piękne długie włosy, niestety moje włosy się z tym nie zgadzały. Największy problem stanowiły po rozdwajane i połamane końcówki włosów do tego stopnia, że pewnego dnia odkryłam, że różnica pomiędzy przodem głowy a tyłem wynosi około 10 cm! Wtedy postanowiłam dość mocno skrócić włosy co okazało się cudownym lekiem, bo włosy zaczęły róść w ekspresowym tempie, jednak do czasu, bo sytuacja ponownie się powtórzyła. Cały czas używałam jedynie szamponu przy codziennym myciu, bo byłam niestety za leniwa na odżywkę :) Dla podkreślenia sytuacji nigdy nie farbowałam włosów, nie używam suszarki i rzadko prostuje.
Z pomocą przyszedł olejek arganowy. Nie bardzo się orientuje jakie kosmetyki są godne polecenia w szczególności na angielskim rynku, a nie chciałam rzucać się od razu na głęboką wodę kupując bardzo drogi produkt. Padło na GUM HAIR SALON EXPERTISE WITH MOROCCAN ARGAN OIL za jedyne 3F. Stwierdziłam że nawet jeśli nie będzie działał nie będzie szkoda się go pozbyć. Aktualnie mogę powiedzieć że moje włosy rosną! Jestem prze szczęśliwa, bo może w końcu osiągnę cel i będę miała długie włosy. Staram się obserwować końcówki i po użytkowaniu olejku już 3 miesiąc jest ogromna różnica w kondycji włosa. Jeśli chodzi o skład nie znam się za bardzo na tym, ale nie jest to raczej produkt naturalny. Jeżeli kiedykolwiek uda wam się znaleźć ten produkt , to kupujcie, szczerze polecam! :)
środa, 16 kwietnia 2014
Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr...
Cześć!
U mnie przepiękna pogoda, także nie mogłam usiedzieć w domu i wybrałam się na spacer po okolicy. O tej porze roku Anglia wygląda cudownie, całe mnóstwo kwiatów, tak Anglicy uwielbiają kwiaty także na każdym rogu, szczególnie przy głównych ulicach jest całe mnóstwo stojących czy tez wiszących doniczek.
Nie braknie również kolorowych drzew. Niestety nie wiem co to za drzewo, ale kwitnie niesamowicie pięknie. Niemal oblepione różowymi kwiatkami.
Te spotkałam w parku. Niestety również nie znam nazwy.
A tak wygląda samo wejście do parku. Przyznam że robi wrażenie nie tylko kolorem ale i zapachem.
Niewielki fragment zdjęcia wyżej.
Pierwszy raz widzę tulipany w takim kolorze. A wy?
Mała tęcza widziana z okna.
I taki mały akcent świąteczny :)
A tak pozna tematem co sądzicie na temat NIKONA D3100? Czy może ktoś z was posiada właśnie ten model ?
piątek, 28 marca 2014
Jak pogodziłam się z ołówkiem?
Od niepamiętnych czasów chwyciłam się za ołówek. Z początku miałam zamiar jedynie z nim się pobawić, ale ostatecznie uznałam, że skrzywdziłabym sówkę zostawiając ja w szarościach, wiec pobiegłam do sklepu po pierwsze lepsze kredki. A to że najbliższym sklepem był angielski "funciak" to miałam do wyboru 2 rodzaje kredek, oczywiście każde za 1F. Stanęłam więc przed dylematem czy wziąć kredki, które wyglądają na lepsze, z wyraźnym dopiskiem na opakowaniu, że są to kredki do rysowania, zawracającym jedynie 6 kolorów, czy też może zwykłe kredki, które miały zdecydowanie dużo więcej kolorów. No przecież nie byłabym sobą gdybym nie wzięła większego opakowania :D
Ta więc po krótkiej kredkowej przygodzie muszę stwierdzić, że wycisnęłam z nich wszystko co tylko mogłam, bo gorszych moje oczy jeszcze nie widziały :P
Ta więc po krótkiej kredkowej przygodzie muszę stwierdzić, że wycisnęłam z nich wszystko co tylko mogłam, bo gorszych moje oczy jeszcze nie widziały :P
sobota, 15 lutego 2014
UK part 2. Co tu można zobaczyć?
Jest całkiem sporo miejsc które można zwiedzić i być zadowolonym z wycieczki. Mieszkam co prawda w małym mieście i jak na razie z tego co wiem, nie widziałam jeszcze nawet połowy tego, co oferuje tutaj przede wszystkim natura. Wiadomo, że w większych miastach jest więcej atrakcji, ale jak na razie zadowalam się tym co mam, na wszytko przyjdzie czas. W planach mam dokładniejsze zwiedzenie Liverpoolu, może Manchester i Chester w którym jest podobno świetne zoo oraz aqanarium.
Tak wygląda to mniej więcej w środku.
A to wszystko jakieś max 20 min od domu. ;)
A co sama widziałam?
Górki pagórki w pobliżu miasta Llangollen.
Na zdjęciu aż tak tego nie widać a góra jest na prawdę wysoka i chwilami był problem z wlezieniem pod górę. Miałam obawy również przed schodzeniem, żeby nie skulać się przypadkiem, bo o to nie było trudno :)A to wszystko jakieś max 20 min od domu. ;)
Chirk aqueduct
Tutaj niestety nie moje zdjęcia, bo byłam tam jakieś 2 lata temu i niestety zostały na innym komputerze. Dla wyjaśnienia wodą pływają sobie łódeczki a na tym drugim mostku czasem przejeżdżają pociągi. Na dole te małe białe kropeczki to barany których tutaj jest wszędzie pełno.
Na końcu ścieżki mamy tunel przez który możemy sobie bezproblemowo przejść 421 metrów oczywiście w ciemności.
Czyli dość sporo idąc w takich warunkach jak widzimy na zdjęciu na którym i tak jest dość jasno przez lampę w aparacie:) Osoby wyższe muszą uważać na głowę, bo jak widać ściana się pochyla. Ja miałam ten problem, że przechodziłam tam w zupełnej ciemności mając przed sobą swojego chłopaka, który jest sporo wyższy ode mnie. Także szłam w jedną ręką na poręczy a drugą wyciągniętą do przodu. :)
Dodaj napis |
Oswestry waterfall
Tutaj bardzo żałuje że nie mam swoich zdjęć bo miałam kilka naprawdę dobrych ujęć. Otóż to co widzimy na zdjęciu ma około 80 metrów wysokości. Na samą górę prowadzi ścieżka, wokół malownicza okolica, sama przyjemność!
Mała panorama mojego miasta. Max 20 min po nogach.
piątek, 31 stycznia 2014
Przewodnik po UK - Jedzenie Part 1
Postanowiłam wam trochę przedstawić jak wygląda życie na obczyźnie, czego brakuje, czego się przestrzegać a po co z chęcią sięgnąć.
W każdym państwie znajdują się dania kojarzone z tym a nie innym krajem. W Polsce przecież też mamy się czym pochwalić, chociażby bigosem, czy pierogami za którymi przepadają obcokrajowcy. Co do Anglików to najpowszechniejszym daniem są chyba DANIA GOTOWE, które można szybko, łatwo oraz zupełnie bez smaku przyrządzić i przy okazji pochwalić się "wyśmienitym" obiadem. Mimo moich dwóch lewych rąk do gotowania i tragicznego poczucia smaku ( sól jest moją zmorą, zawsze sypie za mało nawet wtedy kiedy jestem przekonana,, że jest jej zdecydowanie za dużo) potrafię wyczuć, że kupny kotlet który trzeba wrzucić tylko na rozgrzany olej ( dla bardziej leniwych - mikrofala ) nie jest zdatny do jedzenia bez dodatkowego przyprawienia.
Najważniejszy posiłek dnia mamy za sobą. Ja skupiłam się na śniadaniu, oczywiście w angielskim stylu. W Polsce najpopularniejszym daniem śniadaniowym tuż po kanapkach jest chyba jajecznica, smażona na patelni z dodatkiem cebulki, pomidora, sera, pieczarek, czyli co nam się żywnie podoba i co posiadamy aktualnie w lodówce. O soli i pieprzu nawet nie piszę, bo to oczywiste. Wspomniałam o tym, bo niestety tutaj usłyszałam coś bardzo dziwnego jak jajecznica z MIKROFALI, zawierająca w swoim składzie jedynie jajko i miskę w którym się znajdowało. Także tego. :O
A co do moich prób najedzenia się...TADAM.... fasolka z puszki w zalewie pomidorowej na słodko i smażone jajko.Moim dodatkiem jest chleb, albo raczej coś co miejscowi chlebem nazywają, bo według mnie jest on największą zmorą tego kraju. Anglicy dodatkowo opijają się jeszcze HERBATĄ Z MLEKIEM (!) co samo w sobie dla mnie brzmi obleśnie.
W oryginale są jeszcze kiełbaski, które jak ma moje oko imitują polską białą kiełbasę. Nie sądzę jednak żeby były na tyle zjadliwe, żeby w ogóle miała chęć je próbować ;)
Tak prezentują się usmażone.
W każdym państwie znajdują się dania kojarzone z tym a nie innym krajem. W Polsce przecież też mamy się czym pochwalić, chociażby bigosem, czy pierogami za którymi przepadają obcokrajowcy. Co do Anglików to najpowszechniejszym daniem są chyba DANIA GOTOWE, które można szybko, łatwo oraz zupełnie bez smaku przyrządzić i przy okazji pochwalić się "wyśmienitym" obiadem. Mimo moich dwóch lewych rąk do gotowania i tragicznego poczucia smaku ( sól jest moją zmorą, zawsze sypie za mało nawet wtedy kiedy jestem przekonana,, że jest jej zdecydowanie za dużo) potrafię wyczuć, że kupny kotlet który trzeba wrzucić tylko na rozgrzany olej ( dla bardziej leniwych - mikrofala ) nie jest zdatny do jedzenia bez dodatkowego przyprawienia.
Najważniejszy posiłek dnia mamy za sobą. Ja skupiłam się na śniadaniu, oczywiście w angielskim stylu. W Polsce najpopularniejszym daniem śniadaniowym tuż po kanapkach jest chyba jajecznica, smażona na patelni z dodatkiem cebulki, pomidora, sera, pieczarek, czyli co nam się żywnie podoba i co posiadamy aktualnie w lodówce. O soli i pieprzu nawet nie piszę, bo to oczywiste. Wspomniałam o tym, bo niestety tutaj usłyszałam coś bardzo dziwnego jak jajecznica z MIKROFALI, zawierająca w swoim składzie jedynie jajko i miskę w którym się znajdowało. Także tego. :O
A co do moich prób najedzenia się...TADAM.... fasolka z puszki w zalewie pomidorowej na słodko i smażone jajko.Moim dodatkiem jest chleb, albo raczej coś co miejscowi chlebem nazywają, bo według mnie jest on największą zmorą tego kraju. Anglicy dodatkowo opijają się jeszcze HERBATĄ Z MLEKIEM (!) co samo w sobie dla mnie brzmi obleśnie.
W oryginale są jeszcze kiełbaski, które jak ma moje oko imitują polską białą kiełbasę. Nie sądzę jednak żeby były na tyle zjadliwe, żeby w ogóle miała chęć je próbować ;)
Tak prezentują się usmażone.
A tak przed smażeniem. Niestety ten wygląd nie przywołuje smacznych myśli :P Jak wygląda, tak smakuje? :D
czwartek, 9 stycznia 2014
Chcę do przodu!
Ale ja się rozleniwiłam! To jest aż straszne, co się z człowiekiem dzieje, jak nie ma konkretnego zajęcia. Spędzając czas w UK, niestety nie mam swoich wszystkich przyborów do tworzenia, tak wiem, że pewnie znajdzie się ktoś kto powie mi, że przecież wszystko można kupić itd. Jasne, tylko zazwyczaj w sklepie stacjonarnym akurat tego co chce w tym czasie nie ma ( asortyment mają dość ruchomy), a jeżeli znajdę coś mniej więcej atrakcyjnego, cena trochę przeraża. OK no to z radością przyjechałam na święta do domku rodzinnego, oczywiście w Polsce z myślą, że dam upust mojej wenie twórczej. Naoglądałam się zdjęć w internecie, za coś się zabrałam, zaczęłam i nie skończyłam. Trudno.
Zawędrowałam do sklepu papierniczego i moim oczom ukazała się krepina włoska, której przez tyle czasu poszukiwałam, tak więc zakupiłam jedną " na spróbę". Wracałam z myślą, że pewnie dzisiaj to się od niej nie oderwę, bo będę grzebać, dłubać i próbować coś z niej wykombinować. Poleżała z jakiś tydzień. Po odleżeniu swojej kwarantanny coś tam się pobawiłam, po czym stwierdziłam - Chcę więcej kolorów, bo jeden żółty szału nie robi! Tyle mi z tego wyszło co nic, bo sklep zamknięty a powrót do UK coraz bliżej. No to myślę - Biorę krepę ze sobą, ustroje nam pokój. Tak wzięłam, że nie wzięłam, bo przecież ledwo zamek się w torbie dopiął :)
Zawędrowałam do sklepu papierniczego i moim oczom ukazała się krepina włoska, której przez tyle czasu poszukiwałam, tak więc zakupiłam jedną " na spróbę". Wracałam z myślą, że pewnie dzisiaj to się od niej nie oderwę, bo będę grzebać, dłubać i próbować coś z niej wykombinować. Poleżała z jakiś tydzień. Po odleżeniu swojej kwarantanny coś tam się pobawiłam, po czym stwierdziłam - Chcę więcej kolorów, bo jeden żółty szału nie robi! Tyle mi z tego wyszło co nic, bo sklep zamknięty a powrót do UK coraz bliżej. No to myślę - Biorę krepę ze sobą, ustroje nam pokój. Tak wzięłam, że nie wzięłam, bo przecież ledwo zamek się w torbie dopiął :)
Tak więc po całym tym długim wstępie w końcu dochodzę do puenty - Wiem że dużo z was mieszka za granicą i zakupuje "przydasie" w internecie a w szczególności na "Ebay", no i tu pojawia się moje pytanie - Jak znaleźć krepę włoską, bo to co przeglądam przeraźliwie przypomina cieniutką bibułę której nie potrzebuje. :(
I mały dodatek - angielska wiewióra ;)
niedziela, 24 listopada 2013
Przerwa? Jaka przerwa?!
To mi się udało trochę zapuścić bloga, 2 miesiące mnie tutaj nie było! Niestety moją jedyną rehabilitacją jest zmiana miejsca zamieszkania na inne państwo. Myślę, że jeśli ktoś jest mniej więcej zorientowany z treścią moich wpisów to dużym zaskoczeniem dla niego nie będzie, że padło na Anglię. Będąc tutaj moje hand made stanęło w miejscu, bo nie mam tutaj chociażby swojego wygodnego miejsca do pracy, wszystkie papierki, kleje, dodatki, ozdóbki zostały w Polsce, a tu nie zawsze w sklepach stacjonarnych idzie znaleźć to czego się chce i do tego jeszcze w przystępnej cenie.
Tak więc przedstawiam wam moją ostatnią pracę wykonaną w Polsce, która w końcu doczekała się w końcu premiery. Niestety nie wiem gdzie mi wcięło zdjęcie całości wraz z doniczką.
Tak więc przedstawiam wam moją ostatnią pracę wykonaną w Polsce, która w końcu doczekała się w końcu premiery. Niestety nie wiem gdzie mi wcięło zdjęcie całości wraz z doniczką.
No nic, zostało mi tylko zaprosić was na mojego drugiego bloga ;) :
piątek, 20 września 2013
J.K Rowling "Trafny wybór" - recenzja
Od momentu przyjazdu do Polski pożeram książki jedna za drugą. W UK nie bardzo miałam możliwość czytania książek nie dosyć że w polskim wydaniu to do tego jeszcze papierowym, dlatego zmusiło mnie to trochę do zakupu czytnika ebook'ów przede wszystkim dlatego że podjęłam dość poważną jak i jak na moje oko niesłychanie odważną decyzję wyjazdu z kraju. Jeżeli ktoś czytał kilka moich poprzednich postów jest pewnie w głębokim szoku ;p
Ale nie to miało być tematem mojego posta. Związku z tym, że najbliżej koło świąt będę miała do czynienia z papierową książką teraz cały czas biegam do biblioteki ( całe szczęście mam ją bardzo blisko :)) po kolejne tytuły.
"Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem i wiekowym opactwem już nigdy nie będzie takie jak dotąd.
Wybucha wojna bogatych z biednymi, nastolatków z rodzicami, wojna żon z mężami i nauczycieli z uczniami. Kto przejmie władzę po Barrym? Jak daleko się posunie w tym zaciekłym konflikcie?
Pełna czarnego humoru, błyskotliwa i prowokująca wielka powieść o małym miasteczku. "
http://lubimyczytac.pl/
Ostatnio wpadła w moje ręce nowa książka autorki którą pewnie niemal każdy zna. J.K. Rowling którą znałam tylko i wyłącznie z książek o Harrym Potterze, a z czego mogę się pochwalić że przeczytałam wszystkie.
Jak jest zawarte w opisie cała książka niemal opiera się na śmierci Barrego którego autorka uśmierca na pierwszych stronach powieści. Na początku czytania zastanawiałam się jak długo można ciągnąć jeden i ten sam wątek przekazywania informacji i następującej tuż po tym rozpaczy i smutku. Ok, ale czytając dalej dowiadujemy się że właśnie ta jedna śmierć napędza dalszy ciąg wypadków.
Książka zawiera całą masę wątków, ludzi i problemów z jakim zmierza się małe miasto. Ja osobiście nie za specjalnie mam pamięć do imion ale dawałam radę. Fabuła jest dość wciągająca, ale jak w każdej książce która ma dużo różnych wątków zdarzają się ciekawsze na które się oczekuje z zaciekawieniem, ale i te które czyta się z myślą jaki temat będzie poruszony kolejny bo ten jest po prostu nudny ;) Jedno mogę powiedzieć, że końcówka zaskakuję najbardziej.
Książka jest adresowana głównie do dorosłych czytelników, z czym oczywiście mogę się zgodzić zważając na poruszane tematy. Autorka postawiła sobie wysoko poprzeczkę przerzucając się z pisania dla młodszych czytelników na powieść dla dorosłych. Moim wymaganiom jak najbardziej sprostała, chociaż nie porwała mnie dostatecznie bardzo żeby czytanie zajęło mi mało czasu, powodem może tez być malutka czcionka jaką jest pisana. Po przebrnięciu przez 505 stron mogę powiedzieć że " Trafny wybór" jest słabą książką i jak najbardziej zachęcam do przeczytania.
Ale nie to miało być tematem mojego posta. Związku z tym, że najbliżej koło świąt będę miała do czynienia z papierową książką teraz cały czas biegam do biblioteki ( całe szczęście mam ją bardzo blisko :)) po kolejne tytuły.
"Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem i wiekowym opactwem już nigdy nie będzie takie jak dotąd.
Wybucha wojna bogatych z biednymi, nastolatków z rodzicami, wojna żon z mężami i nauczycieli z uczniami. Kto przejmie władzę po Barrym? Jak daleko się posunie w tym zaciekłym konflikcie?
Pełna czarnego humoru, błyskotliwa i prowokująca wielka powieść o małym miasteczku. "
http://lubimyczytac.pl/
Ostatnio wpadła w moje ręce nowa książka autorki którą pewnie niemal każdy zna. J.K. Rowling którą znałam tylko i wyłącznie z książek o Harrym Potterze, a z czego mogę się pochwalić że przeczytałam wszystkie.
Jak jest zawarte w opisie cała książka niemal opiera się na śmierci Barrego którego autorka uśmierca na pierwszych stronach powieści. Na początku czytania zastanawiałam się jak długo można ciągnąć jeden i ten sam wątek przekazywania informacji i następującej tuż po tym rozpaczy i smutku. Ok, ale czytając dalej dowiadujemy się że właśnie ta jedna śmierć napędza dalszy ciąg wypadków.
Książka zawiera całą masę wątków, ludzi i problemów z jakim zmierza się małe miasto. Ja osobiście nie za specjalnie mam pamięć do imion ale dawałam radę. Fabuła jest dość wciągająca, ale jak w każdej książce która ma dużo różnych wątków zdarzają się ciekawsze na które się oczekuje z zaciekawieniem, ale i te które czyta się z myślą jaki temat będzie poruszony kolejny bo ten jest po prostu nudny ;) Jedno mogę powiedzieć, że końcówka zaskakuję najbardziej.
Książka jest adresowana głównie do dorosłych czytelników, z czym oczywiście mogę się zgodzić zważając na poruszane tematy. Autorka postawiła sobie wysoko poprzeczkę przerzucając się z pisania dla młodszych czytelników na powieść dla dorosłych. Moim wymaganiom jak najbardziej sprostała, chociaż nie porwała mnie dostatecznie bardzo żeby czytanie zajęło mi mało czasu, powodem może tez być malutka czcionka jaką jest pisana. Po przebrnięciu przez 505 stron mogę powiedzieć że " Trafny wybór" jest słabą książką i jak najbardziej zachęcam do przeczytania.
wtorek, 10 września 2013
Kurs na kwiaty storczyka QUILLING
Ten post już miał tu już lata świetlne temu wylądować, ale przez kilka moich niedopatrzeń nie byłam w stanie go tutaj dodać :)
Dawno nie dodawałam żadnych kursików, więc postanowiłam jeden przygotować. Ja się uczę od innych, więc czemu tej wiedzy nie mogę podawać dalej?
Zaczynamy przede wszystkim od przygotowania sobie kolorowych pasków do quillingu, nożyczek, kleju ( ja używam magica) no i cierpliwości ;)
1. Niestety nie mam odpowiednich narzędzi do idealnego wymierzenia rozmiaru, postanowiłam sobie jakoś poradzić. Może to nie jest bardzo dokładna metoda, ale na pewno lepsza niż robienie " na oko ".
No i taką metoda robimy 3 kółka o średnicy 1 cm które będą górnym płatkiem naszego storczyka.
2. Drugim krokiem jest zrobienie figury ze zdjęcia niżej
Po czym kolejne 2 układamy w kształcie łezki.
3. Tak wyglądają przygotowane przez nas figury. Teraz potrzebujemy pasków w innym kolorze którymi zaczynamy obklejać boki.
I wygląda to tak.
6. Teraz kolejne płatki. Tym razem będą one trochę większe. No i robimy 5 kółek.
7. Robimy 4 łezki i jeden diament i obklejamy papierkami jak w poprzednim płatku.
8. Każdy płatek wykańczamy jak samo. Potrzebne nam będą 4.
9. Najmniejszy płatek ( ten który robiliśmy pierwszy) ląduje na górze naszej budowli, 2 większe na dole ułożone do skosie.
10. Doklejamy 2 pozostałe, tak jak na zdjęciu.
11. Teraz czas na wykończenie. Nasz storczyk wygląda już prawie jak storczyk ale jeszcze brakuje mu kilka detali. Niestety tutaj nie mam wymiarów, ale można dorównać sobie wielkość do zdjęcia ostatniego. Robimy 3 łezki, jedna z nich jest większa, oraz 2 paski około 2mm.
12. Większą łezkę doklejamy pomiędzy płatki a na nią 2 przygotowane lekko podwinięte paseczki.
13. No sam koniec 2 małe łezki trafiają prostopadle do dużej. I tak oto powstał mam kwiat storczyka ;)
Dawno nie dodawałam żadnych kursików, więc postanowiłam jeden przygotować. Ja się uczę od innych, więc czemu tej wiedzy nie mogę podawać dalej?
Zaczynamy przede wszystkim od przygotowania sobie kolorowych pasków do quillingu, nożyczek, kleju ( ja używam magica) no i cierpliwości ;)
1. Niestety nie mam odpowiednich narzędzi do idealnego wymierzenia rozmiaru, postanowiłam sobie jakoś poradzić. Może to nie jest bardzo dokładna metoda, ale na pewno lepsza niż robienie " na oko ".
No i taką metoda robimy 3 kółka o średnicy 1 cm które będą górnym płatkiem naszego storczyka.
2. Drugim krokiem jest zrobienie figury ze zdjęcia niżej
Po czym kolejne 2 układamy w kształcie łezki.
3. Tak wyglądają przygotowane przez nas figury. Teraz potrzebujemy pasków w innym kolorze którymi zaczynamy obklejać boki.
I wygląda to tak.
4.Sklejamy razem łezki, łezki doklejamy po bokach. Na zdjęciu może nie jest to takie widoczne, ale inny kolor doklejonych papierków daje fajny efekt.
5. Tym samym kolorem ( zależnie od upodobań oczywiście ) obklejamy dookoła nasz płatek.6. Teraz kolejne płatki. Tym razem będą one trochę większe. No i robimy 5 kółek.
7. Robimy 4 łezki i jeden diament i obklejamy papierkami jak w poprzednim płatku.
8. Każdy płatek wykańczamy jak samo. Potrzebne nam będą 4.
9. Najmniejszy płatek ( ten który robiliśmy pierwszy) ląduje na górze naszej budowli, 2 większe na dole ułożone do skosie.
10. Doklejamy 2 pozostałe, tak jak na zdjęciu.
11. Teraz czas na wykończenie. Nasz storczyk wygląda już prawie jak storczyk ale jeszcze brakuje mu kilka detali. Niestety tutaj nie mam wymiarów, ale można dorównać sobie wielkość do zdjęcia ostatniego. Robimy 3 łezki, jedna z nich jest większa, oraz 2 paski około 2mm.
12. Większą łezkę doklejamy pomiędzy płatki a na nią 2 przygotowane lekko podwinięte paseczki.
13. No sam koniec 2 małe łezki trafiają prostopadle do dużej. I tak oto powstał mam kwiat storczyka ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)